Historia rodziny Fuchs i Rosenfarbów przeczytana 28 stycznia 2023 w Treblince

Rodzina Fuchsów: Elchanon (Huna) Fuchs z żoną Gitel (Gucią) i córkami Marysią i Dolusią mieszkali w Warszawie przy ul. Franciszkańskiej. Gdy rozpoczęła się Wielka Akcja, w lipcu 1942 r., matka, Gucia Fuchs, wyszła z domu, aby wymienić trochę ubrań na żywność dla rodziny. Została złapana na ulicy i wysłana na Umschlagplatz. Stamtąd przesłała karteczkę z prośbą o pomoc. Zanim udało im się załatwić coś ze znajomymi w policji żydowskiej, pociąg do Treblinki już odjechał.

Huna Fuchs był w tym czasie zatrudniony w fabryce szczotek, gdzie robił pędzle. Któregoś dnia, gdy był w pracy, w szopie była akcja i wszystkich zabrano na Umschlagplatz. Córki już go więcej nie zobaczyły – najprawdopodobniej został wywieziony do Treblinki.

Po zabraniu rodziców do Treblinki Marysia i Dolusia Fuchs mieszkały z babką, Lea Rozenfarb, ciotką Esterą Curtelson i jej małym synkiem Jakubem na ulicy Muranowskiej. Pewnego dnia, gdy Niemcy przyszli szukać Żydów, wszyscy schowali się w skrytkach. Babka z Esterą i Jakubem ukryli się w szafce pod oknem, którą Dolusia przystawiła krzesłem. Marysia schowała się w łóżku, które Dolusia zaścieliła. Ona sama wdrapała się na półkę w łazience. Niemcy znaleźli Marysię i zastrzelili ją na podwórku.

Na początku deportacji Niemcy ogłaszali, że ci, którzy sami zgłoszą się do pracy, będą dobrze traktowani. Tecia Beder, ciotka Dolusi Fuchs, spakowała rzeczy męża Izaaka i syna Tzvi, i wyprawiła ich na Umschlagplatz. Nigdy więcej ich nie zobaczyła. Tecia była pielęgniarką. Gdy ocalała część rodzina wychodziła na stronę aryjską, ona postanowiła zostać w getcie. Straciła męża i syna, uważała, że w getcie może jeszcze się przydać – krążyły już plotki o powstaniu.

Rodzina Rozenfarbów – ci, którzy ocaleli po Wielkiej Akcji – postanowili wyjść z getta na stronę aryjską. Na nazwisko Zosi, Polki, żony Janka Rozenfarba, wynajęto mieszkanie po stronie aryjskiej. W mieszkaniu zbudowano podwójną ścianę i skrytkę za nią. Brat Janka, Mietek Rozenfarb, wyprowadzał wszystkich po kolei z grupą udającą się do pracy. Po stronie aryjskiej znalazła się Lea Rozenfarb, jej córka Ester Curtelson z synkiem Jakubem, wnuczka Dolusia Fuchs, synowie Mietek i Janek z żoną Zosią. Zosia była Polką, ale dobrowolnie poszła do getta razem z mężem.

Wkrótce do mieszkania, w którym ukrywała się rodzina Rozenfarbów, przyszli szantażyści. Byli to volksdeutsche mówiący po polsku. Wyciągnęli wszystkich ze skrytki, chcieli zabrać ich na policję. Zosia Rozenfarb ubłagała szantażystów, żeby w zamian za wszystko, co posiadają, pozwolili im zostać do rana w mieszkaniu. Zaraz po godzinie policyjnej wszyscy rozeszli się – od tej pory rodzina rozproszyła się i każdy ukrywał się gdzie indziej.

Gdy rodzina Rozenfarbów po szantażu rozdzieliła się, Mietek Rozenfarb, przez przedwojennych znajomych, znalazł miejsce u Jadwigi Rzempołuch. Zgodziła się przechowywać Mietka, jego siostrzenicę Dolusię Fuchs i 17-letniego chłopca Kutnera, którym Mietek się opiekował. W lecie Jadwiga Rzempołuch z rodziną i ukrywającymi się u niej Żydami wyjechała do Strugi koło Marek, do swojego letniego domu. Ktoś musiał donieść, bo rano dom otoczyli Niemcy, szukający dwóch Żydów i Żydówki. Pobili Kutnera, połamali mu wszystkie kończyny, a potem zabili. Mietek Rozenfarb miał bardzo dobre papiery. Kazali mu przyłożyć chustkę do twarzy i odwrócić się. Strzelili mu od tyłu w głowę. Dolusię zabrali na posterunek w Radzyminie, skąd udało jej się uciec.

Lea Rosenfarb, gdy dowiedziała się że jej syn Mietek został zabity przez Niemców, popełniła samobójstwo w publicznej łaźni w Warszawie.

Trzyletni Jakub (Jacek) Curtelson, cioteczny brat Dolusi Fuchs, po wyjściu z getta został oddany do Polki, pani Oli. Była to dobra kobieta, dość biedna, mieszkała w jednym pokoju. Za opiekę jej płacono. Pani Ola opiekowała się chłopcem do końca wojny. Zatrzymała się u niej też Dolusia Fuchs po ucieczce z posterunku policji w Radzyminie.

Potem Dolusia Fuchs z ogłoszenia znalazła pracę jako służąca w którejś miejscowości na linii otwockiej. Raz w tygodniu przynosiła trochę ziemniaków i chleba dla pani Oli i Jakuba. Chodziła w niedzielę do kościoła. Ksiądz mówił jej, że Bóg jest jeden dla wszystkich. Był dla niej bardzo miły, wspierał ją, dawał jej orzechy i cukierki. Któregoś razu przysłał jej wiadomość z ostrzeżeniem, że będą rewizje, i żeby wyjechała na trochę z miasteczka. Dolusia wyjechała do Warszawy. Zatrudniła się w restauracji na Żoliborzu jako pomoc kuchenna.

Dolusia Fuchs spotkała na ulicy Stefana Mingocia – przyjaciela jej rodziców, który był konduktorem tramwajowym. Stefan powiedział, że chce je pomóc. Na jej prośbę wyrobił dla Estery Curtelson, ciotki Dolusi, fałszywe papiery. Następnie poszedł do swojej siostry, której mąż był volksdeutschem, i mieli kilkoro dzieci. Powiedział jej, że Estera (teraz Natalia) jest wdową po polskim oficerze i chce pracować jako guwernantka. Siostra przyjęła ją do pracy.

Po powstaniu warszawskim Dolusia Fuchs i jej przyjaciółka Pepi, Żydówka ze Lwowa również na aryjskich papierach, zostały wywiezione do Pruszkowa, skąd zabrano je do pociągu. Zastanawiały się, czy wyskoczyć, ale zdecydowały się jednak jechać dalej. Pepi miała przy sobie truciznę, której mogły użyć nawet w ostatniej chwili. Dojechały do Ravensbruck. Obie przeżyły wojnę.

Źródło:

Wywiady USHMM (Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie) RG-50.030.0086, RG-50.549.02.0028 – Doris Fuchs Greenberg