Imiona przeczytane 30 marca 2024 w Treblince

Roman Kramsztyk, lat 57, artysta malarz, mieszkał w Paryżu, ale corocznie przyjeżdżał w lecie do Polski. W 1939 roku też był w Polsce. W tym czasie zmarła jego matka. Został w Warszawie. W getcie mieszkał m.in. na ul. Chłodnej. W czasie Wielkiej Akcji, zanim zszedł do kryjówki, Kramsztyk poszedł do swego mieszkania po kilka ołówków, i zaskoczyła go blokada.  Jakaś przypadkowa kula utkwiła mu w płucach, padł zalany krwią, nieprzytomny. Dopiero po paru godzinach ukryci w schronach wyszli na podwórze i zabrali go do piwnicy. Obecny tam lekarz zrobił mu parę zastrzyków, ale nie dawał żadnej nadziei. Znajomy Kramsztyka zapisał jego ostatnie słowa: „Niech pan powie kolegom, żeby malowali. Niech ich pan pożegna ode mnie. Niech im pan powie, że Kramsztyk prosił ich, żeby malowali sceny z getta. Wszystko poświęcić, niech się świat dowie o bestialstwie Niemców”. Wyciągnął z kieszeni parę kredek sangwiny, wręczył koledze – „niech im pan odda na pamiątkę od Kramsztyka, to dobre kredki, oryginalne Lefrance”. Wręczył mu na pamiątkę też złoty zegarek, nagrodę z jakiejś wystawy francuskiej. Na kopercie widniał napis „Liberté, Egalité, Fraternité”.

Brat Romana, Jerzy Kramsztyk, lat 54, był absolwentem Wyższej Szkoły Handlowej w Berlinie, reprezentował Polskę w rokowaniach międzynarodowych dotyczących węgla i nafty. Jego ekspertyzy, dotyczące wydobycia i spożycia węgla w Europie, przysłużyły się interesom Polski w trakcie rokowań polsko-niemieckich o przynależność państwową Górnego Śląska po I wojnie światowej. Długoletni – aż do wybuchu II wojny światowej – współdyrektor i współudziałowiec koncernu węglowego „Robur” Związku Kopalń Górnośląskich w Katowicach, będącego największym hurtownikiem węgla w Polsce. W czasie wojny był z żoną Łucją, lat 46, w warszawskim getcie, mieszkali przy ul. Siennej 41 m. 2. Jerzy był kierownikiem Wydziału Opałowego przy Zakładzie Zaopatrywania Rady Żydowskiej. Łucja została wywieziona do Treblinki pierwsza, a mąż wkrótce po niej.

Anna Kramsztyk, wdowa po Józefie, była romanistką, absolwentką Sorbony, udzielała lekcji francuskiego. Julian Tuwim, przyjaciel jej męża, w liście do siostry Ireny pisał, że Anna Kramsztyk mieszkała w getcie przy ul. Chłodnej 44. I że „jest chora, słaba, głoduje, nie ma na tramwaj. Ma kilka lekcji. Dostała od nas trzy paczki.” Zginęła najprawdopodobniej w czasie Wielkiej Akcji, w Warszawie lub w Treblince.

Ludwika Kramsztyk, lat 52, przed wojną była nauczycielką nauczania początkowego w Warszawie. W getcie „pracowała w jakiejś ochronce, czy szkółce” – jak pisze Jan Żabiński w swojej relacji. I podaje, że „została wywieziona z getta w czasie wielkiej akcji likwidacyjnej. Nie chciała opuścić getta.”

Adolf Weisblat, lat 87, inżynier. Był twórcą nowego wodociągu w Lublinie, m.in. ze studniami artezyjskimi, wieżą ciśnień, pompami na kotły parowe, otwartego w 1899 r. Mieszkał w Warszawie na ul. Chocimskiej 31, w getcie na ul. Pańskiej 34. W czasie Wielkiej Akcji, w sierpniu 1942 roku, zmarł po podaniu mu cyjanku, aby nie zostać deportowanym do Treblinki.

Adela Firstenberg relacjonowała: „W Sobolewie stały już przygotowane wagony i wsadzono nas do wagonów. Ja weszłam z dzieckiem, z matką i jeszcze kilkoma rodzinami, nie pamiętam dokładnie z kim. Moja matka była ze mną i było naładowane do pełna. Płacze i krzyki ludzi były takie, że nie można sobie tego wyobrazić. Nie było ani odrobiny wody. […] Ja nie chciałam jechać do końca. Dla mnie już było dość. Wyskoczę i co ma być, to będzie… Podeszłam do okienka i wyskoczyłam z pociągu.” Matka Adeli – Brucha Firstenberg i jej trzyletni synek Leon Grynkorn pojechali do Treblinki.

Izrael Feferman, lat 53, mieszkał z rodziną w Kielcach. Gdy nadeszła deportacja, jego żona Hana spakowała plecaki dla całej rodziny. Wcisnęła sweter, parę butów, bieliznę, mydło, szczoteczkę do zębów i biżuterię. „Będziecie potrzebować tego wszystkiego!” – powiedziała. Potem dodała cicho: „Bóg będzie nas chronił, gdziekolwiek pójdziemy”. Izrael na pożegnanie powiedział do córki: „Wojna pewnego dnia się skończy, ale pamiętajcie, gdziekolwiek pójdziecie, zachowujcie wiarę i ducha! Dzień żydowski zaczyna się w nocy, aby symbolizować wiarę nawet w ciemności; zobaczycie, światło zapanuje i wzejdzie nam piękne jutro!”

Chana Wajberg lat 27, i jej siostra Sura, lat 25, mieszkały w Kozienicach. W czasie wysiedlenia Żydów, gdy szły na stację kolejową, były tak wycieńczone, że nie mogły iść, i zostały przez Niemca zastrzelone.

„Jestem synem Ephraima Dimanta, który urodził się i mieszkał w Kozienicach aż do deportacji do Treblinki, gdzie zginął, razem z naszą matką Szewą z rodziny Rochmanów i moją młodą 11-letnią siostrą […] „Kiedy przyjechały ciężarówki, mama powiedziała nam, że jeśli możemy, to powinniśmy się ratować. Wsiedliśmy do ciężarówek i nigdy więcej nie widzieliśmy rodziców. Pojechaliśmy do obozu pracy, a następnego ranka ci, którzy mogli chodzić, szli pieszo na stację kolejową, a tych, którzy nie mogli, zabijano. Nie wiemy, co stało się z naszymi rodzicami. Wiemy, że pojechali pociągiem z moją młodszą siostrą i nie ma po nich śladu.”

Szlama i Adela Wajngarten mieszkali w Łodzi, w czasie wojny byli w Częstochowie. Jak relacjonowała ich córka, „W czasie selekcji przede mną szli moi rodzice, z ciotką i wujkiem. Wtedy policjant żydowski wyciągnął mnie z szeregu i popchnął do tyłu, kazał wyjść z szeregu. Stałam jak kamień. To był ostatni raz, kiedy widziałam moich rodziców. Zawsze powtarzam, że nie byłam bohaterką, nie poszłam za nimi. […] To był 1 października 1942. Wiem, dokąd poszli moi rodzice, ale nie wiem, czy przeżyli tę podróż.”

Daniel Rudnicki z Częstochowy relacjonował: „Kiedy ostatni raz spotkałem rodziców, dali mi porcję chleba. Ukrywali się w bunkrze. Bunkrów było kilka; na zewnątrz chodził Żyd i krzyczał: „wychodźcie, wychodźcie!” A kiedy wyszli, zabrali ich do Treblinki. Moja żona Helena, syn Karol, moi rodzice Jakub i Adela, moje siostry Sara, Ewa, Luba i Guta – wszyscy pojechali do Treblinki. To było w 1942 roku.”

„Mój ojciec był kierownikiem fabryki i pracował od rana do wieczora. W czasie wojny byliśmy w Kielcach. Moi rodzice – Mojsze i Rachel Birnbaum, z młodszym bratem Danielem zostali zabrani w czasie trzeciej akcji. Brat miał 12, 13 lat. Nie wiedziałem, że jadą do krematorium. Zabrano ich do Treblinki. Dowiedziałem się o tym od kogoś, kto uciekł z Treblinki. Wrócił do Kielc. Kilka dni później ktoś inny wrócił z tą samą historią.”

Abraham Nathan Elberg, lat 61, pochodził z rabinackiej rodziny. Był rabinem Zgierza, potem Błaszek. Żonaty z Chawą Libą Michaelson, córką znanego rabina. Mieli 3 synów i 3 córki. W czasie wojny przebywał z rodziną w warszawskim getcie. Żona zmarła na tyfus, on został wywieziony w 1942 roku do Treblinki ze swoją najmłodsza córką Genendlą.

Pola Gelcman z Piotrkowa Trybunalskiego i jej 3-letni syn Szymon zginęli w Treblince. Jak relacjonowała jej córka: „Z szeregu wyciągnięto moją mamę i młodszego brata. A później dowiedziałam się, że wysłano ich do Treblinki”.

Samuel Kalwary, lat 42. Jego ojciec miał w Warszawie fabrykę mebli giętych na Tamce. Samuel chodził do szkoły Wawelberga. Ożenił się z Teresą Wajselfisz, dentystką. Wyuczył się zawodu technika dentystycznego. W swoim dwupokojowym mieszkaniu na Pradze miał w kuchni warsztat protetyczny. Mieli dwoje dzieci, córkę Ryszardę i o 8 lat młodszego syna Mariana. Już przed wojną Samuel rozstał się z żoną. Poszedł do getta, zamieszkał na Nowolipkach w pokoju z kuchnią, razem ze swoją matką. W getcie nie potrafił nawiązać kontaktów, nie znał języka żydowskiego, nie miał pracy. Odwiedzał go syn, który mieszkał w getcie z matką. Córka została po stronie aryjskiej z mężem Polakiem. Matka Samuela zmarła śmiercią naturalną w 1941 r. Samuel zginął w Warszawie lub w Treblince.

Matla Gorzyczańska, lat 45, i jej siostra Ruchla Halbersztadt, lat 50, mieszkanki Kozienic, pod koniec września 1942 wraz z innymi Żydami z Kozienic zostały wywiezione do Treblinki.

Hana Maria Flumenbaum, lat 67, została zamordowana przez Niemców w Kozienicach, gdyż stawiała opór w czasie wysiedlania z mieszkania.